Dodaj produkty podając kody
Kraft niskoalkoholowy - latem takie piwo smakuje najlepiej!
Piw o niskiej zawartości alkoholu nie wymyślili spryciarze od marketingu, chcący wcisnąć nam kolejny niepotrzebny produkt. Tego typu napoje są znane i cenione co najmniej od czasów starożytnych. Nie tylko dlatego – ale, umówmy się, przede wszystkim dlatego – że pozwalają przetrwać upalny dzień na lekkim rauszu. Z klasą.
Nie lubimy się powtarzać, więc nie będziemy się powtarzać, tylko na początek przypomnimy fragment niedawnego wpisu o nieco innych aspektach piw nisko- i bezalkoholowych:
Piwo o niskiej zawartości alkoholu nie stało się modne za sprawą pięknie wystylizowanych chłopców z idealnie podstrzyżonymi wąsami, paradujących po ulicach miast w spodniach rurkach, bez skarpetek na kostkach. Było popularne znacznie wcześniej, wśród gawiedzi, która nosiła się mniej trendy, za to pochłaniała piwo w ogromnych ilościach. Mowa, rzecz jasna, o średniowieczu, kiedy to piwo niskoprocentowe święciło tryumfy, przede wszystkim ze względów praktycznych: idealnie gasiło pragnienie, jego spożycie nie groziło ciężką chorobą lub śmiercią (jak w przypadku często i gęsto zanieczyszczonej wody) i było znacznie tańsze od trunków o wysokiej zawartości alkoholowej, spożywanych od święta.
I tyle historii w zupełności nam wystarczy, bo dzisiaj na warsztat bierzemy tu i teraz, a tu i teraz jest głównie gorąco. Upał znany jest z tego, że działa na głowę w sposób trudny do przewidzenia, przy czym dość często zmusza do refleksji nad życiem, upadkiem podstawowych wartości oraz napojami alkoholowymi. Kwestią palącą niczym lipcowe słońce jest rok w rok dylemat: jak nie stracić przytomności, pijąc na plaży ulubione piwo, skoro w okolicach lata zdaje się ono zawierać zdecydowanie więcej alkoholu niż w okolicach zimy?
Na szczęście odpowiedź jest prosta. Żyjemy w pięknych czasach, w których w sklepach dla koneserów aż roi się od pysznego niskoalkoholowego kraftu (bezalkoholowego też, gwoli sprawiedliwości). Zwłaszcza latem wchodzi on aż miło i często bywa jedyną rozsądną alternatywą dla swych mocniejszych kolegów, przejmujących władzę jesienno-zimową porą depresyjną. Żeby nań narzekać, trzeba mieć nie po kolei w głowie, bo narzekanie wynikać może już chyba tylko z braków w podstawowej wiedzy, a tymi chwalić się beer-geek nie lubi, oj, nie lubi. Smak – jest. Kolor, piana – jest, jest. Wybór – jest i to coraz większy. Na co jeszcze można kręcić nosem?
Oczywiście, megapopularne w upały krafty niskoalkoholowe to również plusy upychane zazwyczaj w telewizyjnych reklamach pozbawionej smaku „taśmówki”: mniej kalorii, słynny efekt orzeźwienia, wartości odżywcze i inne urocze bzdury (na tym zdaniu szef Piwnych Mostów kończy lekturę, wsiada na rower i płacząc cicho, oddala się w stronę zachodzącego słońca). Ale, znowu, umówmy się – to daydrinking z klasą jest tym, co kraftowe tygrysy (nie tylko latem) lubią najbardziej.